Słońce znikało z horyzontu, liście i gałęzie lekko się uginały przez wiatr, pochmurne niebo, lekko już kropiło. Od wschodniej drogi dało się usłyszeć nadjeżdżający powóz. W powozie kilka skrzyń i człowiek z kapeluszem na głowie. Spokojnie patrzył przed siebie. Nagle się zatrzymał. Miał rozgałęzienie. Popatrzył na drogowskaz. Prosto miał jeszcze 2 dni drogi do następnego miasta. Po lewej stronie było napisane „Góra Grimicka”, a po prawej „Góra Veruna”. - Nie mam zamiaru moknąć. – Powiedział spokojnym i ochrypłym głosem. Pojechał w lewą stronę. Powoli okrążył górę, po czym zobaczył schody prowadzące do góry. Zsiadł z konia i powoli wchodził po schodach. Zauważył marmurowe drzwi. Zapukał i czekał. Nie było żadnej odpowiedzi. Rozejrzał się i zauważył, że z góry wystaję jakby zamek. Dwie wieże i jakby mur. A na środku drzwi. Zapukał jeszcze raz, już z lekka zniecierpliwiony. Jednak po chwili kawałek z drzwi się odsunął i było widać kogoś oczy. - Czego? – Zapytał Męski i zirytowany głos. - Jestem Alfer, podróżowałem tu i zaczął padać deszcz. Mogę tu przenocować? - Hmmm…. – Patrzył na człowieka nieufnie – 45 Złotych monet. - Troszkę drogo. Ale na tym świecie nic nie jest tanie. Niech będzie. Po chwili można było słyszeć za drzwiami wiele otwieranych zamków, dźwigni i innych rzeczy. Drzwi się otwarły a za nimi stał Krasnolud. Nie zdziwiło to podróżnika. Co za człowiek, mieszkałby w górze? To musiał być krasnolud i miał rację. - Co z koniem? - Wprowadź do groty. - Jak? Przez drzwi? Krasnolud pociągnął za wajchę i nagle pod schodami, przedzieliła się skała i osunęły się. Rozciągnął się mostek, bo pod schodami była woda. Człowiek poprowadził konia do środka, po czym wszedł z powrotem do góry. Krasnolud zamknął za nim drzwi i odszedł w stronę pokoju, gdzie były drewniane mebla. Człowiek się rozgościł i rozglądnął się trochę. Od wejścia prowadziło kilka dróg. Prosto była kopalnia. Po prawej był salon i sypialnia. A na lewo, zauważył, że uprawy. Zdziwił się, że uprawia w jaskini. Nagle zauważył okno, przez które przedostaję się światło. Jednak dalej było to dla niego głupie. Krasnoludy powinni zająć się kopaniem i kowalstwem, nie uprawą. Usiadł na krześle. Po chwili Krasnolud przyniósł herbatę i kawałek chleba. - Tym karmisz podróżników? Nie masz nic lepszego? - Jak panu nie pasuję do trudno. - Spokojnie dobry krasnoludzie. – Uśmiechnął się człowiek. Krasnolud ponownie wyszedł. Podróżnik wziął do ręki chleb i zaczął jeść, czasami popijał herbatą. Zastanawiał się, jak wielka jest kopalnia. Wszyscy wiedzą, że nawet jeden krasnolud, sam wykopię ogromną kopanie w kilka dni. Wrócił i przyniósł inne przekąski. Usiadł i sam zaczął jeść. Obaj nic nie mówili, lecz ciszę przerwał człowiek. - Długo tu jesteś? - Rok, może dwa. Kto by pamiętał? - Nie pamiętasz, ile tu jesteś? - Nie mam na to czasu. - Kto mieszka po drugiej stronie góry. - Baran o imieniu Verun. Bęcwał. - To twój przyjaciel? – Zapytał sarkastycznie. - Były przyjaciel. - A dlaczego były? - Byliśmy najlepszymi kopaczami w Megh Fain. Wszystko potrafiliśmy znaleźć. Król nas obsypywał złotem, dawał nam luksusy i jeszcze więcej. Aż kazał znaleźć coś, na co czekaliśmy. Skalmaryt. - Skalmaryt? Rubin Smoków? Przecie on nie istnieje. - Istnieję, istnieję. To jak 2000 lat temu, wielki Arh’Leuf pokonał wielkiego i potężnego Morloga? - Siła? Magia? - Nie. Dzięki Rubinowi Smoków. Gdy przyłożył do niego miecz, jego broń stała się prawdziwą potęgą. Jedno ciachnięcie w smoka i gada nie ma. - Tak znam tą legendę. - To żadna legenda, tylko sama prawda. - Jak poszukiwania? - Na razie nic. - No dobrze, ale co z tym Verunem. - Jak powiedziałem, byliśmy najlepsi i myśleliśmy, że to łatwizna. Odnalezienie góry było łatwe. Dwie już rozpoczęte jaskinie. Ja uważałem, że tu będzie najszybciej do minerału. Verun, twierdził, że tam. Tak sobie gadaliśmy, gadaliśmy aż mieliśmy siebie dość i już nie gadamy. - To wszystko przez to, gdzie macie zacząć kopać? - Nie tylko dla tego. - Co jeszcze? - Ostatnio i tak się nie dogadywaliśmy. On zgarniał sławę, a ja ochrzan, że się lenie. Myślał tylko o sobie i tyle. Leń jeden. To ja wszystko kopałem, a on się przyglądał. Moja droga była właściwa? - Droga? - Droga do skarbu i wiedzy. - Dlaczego uważasz, że to twoja jest właściwa? - Bo u mnie jest bliżej do minerału. Dzięki niemu, zdobędziemy wiedzę, jak zabić smoki, największej zarazy i zdobędziemy skarb. - Rozumiem. Wiesz, porozmawiam jeszcze z tym Verunem. Po co? - Żeby zobaczyć, jak on to wszystko widzi. - Jak chcesz. Ale jak chcesz się wzbogacić i zdobyć wiedze to zostań tu. Właściwa droga jest moja. - Zobaczymy, przyjdź potem pod drogowskaz. - Po co? - Powiem, która droga jest właściwa. Człowiek zaczął się zastanawiać nad tymi słowami. Zjadł i wypił, po czym wyszedł z domu, wyprowadził konia i pojechał w stronę góry Verunema. Zauważył ponownie drzwi, lecz zamiast fortecy, było wystawione szkło. Widział schody w dół, lecz sufit zasłaniał mu, co jest dalej. Z ciekawości zapukał w szkło by ocenić, jakie to jest. Krasnoludzkie szkło. Może zniszczyć je tylko strzał z katapulty, tak to nic innego. Zapukał do drzwi i czekał. Usłyszał szybki bieg. Zauważył Krasnoluda o wesołej twarzy. Był cały czas uśmiechnięty. Otworzył mu drzwi i powiedział: - A podróżnik, zapraszam, zapraszam. Człowiek wszedł i zauważył długie schody w dół. Powoli schodził, aby się nie wywrócić. Gdy już zszedł widział długą jaskinie i jak u Grimicka. Wysoki sufit, piękny salon, droga do jaskini. Jak u Krasnoludów. Przyniósł na tacy jedzenie i herbatę. - Nie, nie, dziękuje już jadłem. - Ach, pewnie u Grimicka. Często do niego jadą. Jednak szybko wyjeżdżają i tu jadą. Bo u mnie milsza atmosfera. - Mam pytanie. Co się stało między tobą a nim? - Ach no widzisz. To długa historia. Nie chce cię zanudzać. - Lubię słuchać innych. - Och, cóż no dobrze. Dostaliśmy zlecenie na Rubin Smoków, lecz to pewnie ci mówił. - Tak owszem. - Z moich badań wynikło, że to z mojej strony jest najbliżej do rubinu. A u Grimicka … - Że to z jego strony. Tak zaiste. Zaczęła się kłótnia o drogę do wiedzy i skarbu. - Właściwa droga. - Tak to prawda. Już od dawna nam się źle układało, ale żeby aż tak. - Ty przykre, gdy dwaj przyjaciele ranią się nawzajem i nie chcą sobie pomóc. - Okrutny świat, prawda? No cóż, ale tak to jest. Skoro tu już jesteś to może mi pomożesz? - Twoją wybrać drogę? A czemu nie Grimicka? - Widzisz, on zawsze się posługiwał instynktem, lecz ja umysłem, co daję większe szanse, na to, że znajdę rubin. - Czasem instynkt jest skuteczniejszy niż jakieś badania. - Może i tak, ale to w walce. Tutaj jest inaczej. Więc wybierz moją drogę. Moja droga jest właściwa. - Może i tak. Przyjdź potem pod drogowskaz. Powiem, którą wybiorę. - Dobrze, jak chcesz. Człowiek jeszcze coś zjadł i wypił i wyszedł z domu. Przestało padać, a on pojechał do drogowskazu. Ustawił się na wprost. W lewo i prawo były góry krasnoludów. Czekał teraz tylko na nich. Po chwili usłyszał jak idą. Gdy już byli blisko, obaj patrzyli na siebie nieufnie. - Panowie, obaj mówicie, że wasza droga jest właściwa. - On kłamie, bo moja! – Powiedział Grimick. - Niestety się myślisz przyjacielu, bo moja.- Oznajmił Verun. - Cisza! – Krzyknął i wstał na powozie człowiek. Krasnoludy się ucichły a on usiadł i się uspokoił. - Więc, jak mówiłem, obaj oferujecie mi wiedzę i skarb. Patrzyli na niego z niecierpliwością. On patrzył na dawnych dwóch przyjaciół, którzy przestali sobie ufać i nie gadali ze sobą, przez taką głupotę. - Wy zamiast wybrać łatwiejszą drogą, tylko robicie z siebie głupców. Wiedza i skarb to coś, czym trzeba się podzielić ze wszystkimi. A nie samolubnie tego szukać i zapewne ukryć przed światem. Więc na wasze pytanie mam tylko jedną odpowiedź. Żadna z waszych dróg nie jest dobra. Jest tylko jedna właściwa droga. To, co wy oferujecie to kłamstwo i skróty. Każdy podąża właściwą drogą, bo swoją. Nie ma dwóch, jest tylko jedna. Powóz zaczął jechać prosto zostawiając krasnoludy z tyłu. - Przepraszam bracie. – Powiedział Verun. - Ja też cię przepraszam. – Powiedział Grimick. – Jak myślisz gdzie jest Rubin? Nagle w ziemię wbił się sztylet. Rękojeść przypominała rybę. Powoli do niego podeszli. Wyjęli sztylet, po czym się rozpłynął. Popatrzyli po sobie. Verun wykopał mały dołek i zobaczył jakiś świecący przedmiot. Był to rubin. Obaj nie mogli uwierzyć. Skakali ze szczęścia i się śmiali. - Grimicku. Wybraliśmy właściwą drogę. Bo jest tylko jedna. - Mamy ją wspólną przyjacielu. Ale skąd ten sztyl… Popatrzyli w stronę gdzie jechał wóz. Nie było go. Nie wiedzieli, kim jest tajemniczy człowiek, ani skąd się wziął. Ale obaj wiedzieli jedno. Wskazał im właściwą drogę. Teraz obaj mają skarb i wiedze. Podzielą się tymi rzeczami z resztą świata.
|